piątek, 1 maja 2015

Przerwa

Misie!
Wiem, że długo nie ma rozdziału, ale niestety nie ode mnie to zależy - Ronnie zrobiła przerwę, która nie wiem jak długo potrwa, więc jak tylko doda rozdział, pojawi on się tu szybciutko.

Tymczasem zapraszam Was na fanfiction, z którym już naprawdę ruszam - tutaj możecie przeczytać go na bloggerze, ale raczej zapraszam Was na wattpada, na bloggerze jeszcze nawet nie zrobiłam wyglądu.

Ogólnie zaglądajcie do mnie na wattpada, tam też znajdziecie tłumaczenie OLWMFMS

Zapraszam też na mojego twittera, jest to fankonto i znajdziecie tam generalnie wszystko :)

Btw ostatnio mam fazę na Shawna Mendesa, lubicie go? Kocham jego piosenki, głos, wygląd, wszystko <3

Ogólnie chłopcy (albo już nie chłopcy) też nie są zadowoleni, że nie ma rozdziału.

(nie miałam serca nie dodawać Zayna)

Ola x

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 2: Spotkanie

Kiedy Harry otworzył oczy, było ciemno. Leżał na plecach w jego i Taylor królewskim łóżku i nie mógł zasnąć. Nie spał dobrze, odkąd dowiedział się że ma się z nią ożenić i są małe szanse, że w jakiś sposób od tego ucieknie.
Taylor spała obok niego, więc odwrócił się do niej plecami i sprawdził godzinę na telefonie. Było trochę po 23, a on nigdy nie czuł się bardziej nieszczęśliwy niż w tej chwili. Jego myśli wróciły do czasów gdy miał szesnaście lat i po raz pierwszy pociął swoje nadgarstki po tym, gdy rodzice zmusili go do związku z nią.
Nie miał nic przeciwko Taylor; nie była powodem jego codziennych rozmyślać i trzech ostatnich prób. Główną przyczyną depresji byli jego rodzice. Nikt nawet nie wiedział o jego zamiarach, ponieważ upewnił się, aby nie dać się złapać, gdy faktycznie próbował odebrać sobie życie. Był tchórzem, i nienawidził się za to.
Pierwszy raz był gdy miał szesnaście lat, tuż po tym gdy zaczął chodzić z Taylor i próbował ciąć swoje nadgarstki. Napełnił wannę, wszedł do niej, a następnie przystąpił do znaczenia długiej linii od jego nadgarstka, aż do łokcia. Stracił przytomność, ale obudził się kilka godzin później ze zdrętwiałym ramieniem w wannie wypełnionej krwią. Udało mu się oczyścić wszystko i zabandażować rękę przed powrotem rodziców do domu.
Drugi raz Harry próbował powiesić się na wentylatorze w jego pokoju gdy miał siedemnaście lat. Po kopnięciu krzesła spod nóg, wisiał w powietrzu przez około trzydzieści sekund, zanim szalik urwał się i chłopak spadł na ziemię.
Ostatni raz kiedy próbował popełnić samobójstwo to jego osiemnaste urodziny, gdy jego rodzina na dole obchodziła jego “dorosłość”. Znalazł pistolet ojca ukryty w szufladzie i umieścił go przy swojej skroni przed pociągnięciem za spust. Kilka sekund minęło i Harry otworzył oczy aby zobaczyć, że nie umarł. Następnie zauważył, że pistolet ojca był pusty, a nie mógł znaleźć żadnych innych pocisków.
Włożył więc pistolet z powrotem do szuflady i zszedł na dół, aby świętować swoje urodziny z jego przyszłą żoną. Wiedział, że nie było sposobu na wydostanie się z tej okropnej sytuacji. Nie był po prostu zainteresowany związkiem z nią. Generalnie z żadną kobietą.
Dowiedział się tego gdy miał piętnaście lat i namiętnie całował jego najlepszego przyjaciela Jacka na imprezie, w którym zakochał się zaraz po tym incydencie.
Harry poczuł, jak jego życie się wali, że znajduje się teraz w gigantycznej czarnej dziurze, z której nie może się wydostać bez względu na to, jak bardzo by się starał. To nie była jego wina; nie chciał być zmuszony do małżeństwa i nie chciał, aby jego rodzice dyktowali mu jak powinno wyglądać jego życie.
Chciał być wolny, chciał sam podejmować dotyczące go decyzje. Czasami chciał móc uciec od wszystkiego, po prostu to zostawić; ale nie mógł, ponieważ jego rodzice nadal wspierali go finansowo i dosłownie by go zabili, gdyby to zrobił.
Wstał nagle z łóżka i ruszył do garderoby, by wyjąć jakieś ubrania. Ubrał się w najlepsze jakie miał; przecież po raz ostatni chciał wyglądać jak najlepiej.
Po upewnieniu się, że Taylor jeszcze śpi, po cichu zszedł w dół po schodach i ruszył przez salon, i nie pozostawiając żadnego rodzaju pożegnania/listu samobójczego, opuścił apartament.
Droga do tyłu statku zajęła mu trzy minuty – to tylko jego szczęście, że ich apartament mieścił się na najwyższym pokładzie; próba śmierci najwyraźniej tym razem się uda.
Nikogo nie było na pokładzie o tej porze w nocy,  z wyjątkiem dwóch członków załogi, którzy obecnie czyścili olbrzymi basen.
Przeszedł obok, zastanawiając się czy mogą odgadnąć, co ma na myśli lub to, co zamierza zrobić. Potem zaczął biec, próbując zignorować sposób, w jaki zimny wiatr uderzał w jego twarz. Dyszał, ale się nie zatrzymał; nie chciał przerwać tej chwili.
Następną rzeczą jaką wiedział było to, że chwycił się poręczy, patrząc w dół na wodę pod nim.
Było kurewsko zimno, a woda wyglądała na taką, która ostro go uderzy w sekundzie gdy się z nią zetknie. On jednak nie miał nic przeciwko; cóż, o to właśnie chodzi.
Harry głośno przełknął ślinę, zanim postawił lewą stopę na poręczy i szybko się na nią wspiął, wisząc nad wodą, aby zobaczyć to lepiej. Zaczął rozważać, czy naprawdę warto to zrobić. Zawsze tchórzył w ostatniej chwili.
-Nie rób tego.
Harry zaskoczony odwrócił głowę, prawie tracąc równowagę, gdy zobaczył mężczyznę. Chwycił się poręczy, jakby jego życie od tego zależało – dosłownie.
-Cofnij się! – ostrzegł, nie ruszając się. – Pozostań tam, gdzie jesteś albo się puszczę.
Mężczyzna patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Nie, nie zrobisz tego.
Harry patrzył na niego z niedowierzaniem, pozorując oburzenie.
-Co znaczy, że nie zrobię? Nie mów mi co mogę, a czego nie mogę zrobić. Nawet mnie nie znasz.
Mężczyzna wyjął papierosa z ust, i wyrzucił go przez balustradę.
-Teraz już znasz. – powiedział, ostrożnie zbliżając się, prawdopodobnie dlatego, że nie chciał straszyć Harrego.
-Proszę, zostaw mnie w spokoju, rozpraszasz mnie – Harry podniósł się, ale nie przerzucił ciała, wciąż patrząc na mężczyznę.
-Nie mogę, teraz jestem w to zaangażowany. Więc jeśli masz zamiar skoczyć, skoczę tam po ciebie.
Następnie przeszedł do zdejmowania vansów i marynarki, pozwalając im spaść na podłogę obok niego. Miał na sobie odkrywający tank top, dzięki czemu Harry zobaczył ‘jest to to, co to jest’ tatuaż pod jego obojczykiem.
-Nie możesz... nie możesz tego zrobić. Umrzesz jak  tylko wpadniesz do wody.
-To będzie bolało, wiem. Ale szczerze mówiąc, jestem bardziej zaniepokojony tym, że woda jest zimna o tej porze roku.
Harry zmarszczył brwi i na sekundę spojrzał na wodę, zanim przeniósł wzrok na wytatuowanego mężczyznę.
-Jak zimna?
-Naprawdę zimna. Zaledwie kilka stopni powyżej zera. Kiedy byłam młodszy, jeździłem na łyżwach po jeziorze w pobliżu mojego domu w okresie zimowym. Moja matka zawsze karciła mnie za to, ponieważ lód był bardzo cienki i mógłem zginąć w każdej chwili. Nigdy jej nie słuchałem, ale raz to się właśnie stało. Lód się złamał i wpadłem do jeziora.
-Jak...jak to czuć?
-Czułem się, jakby tysiące noży przeszyło mnie po całym ciele w tym samym czasie. Nie mogłem oddychać, a wszystko, co mogłem czuć i o czym myśleć, to tylko rozdzierający ból. I dlatego naprawdę nie chcę tam po ciebie skakać.
-Ale to... – Harry zatrzymał się na chwilę, bo jego głos drżał i wytatuowany mężczyzna patrzył na niego, jakby mógł zobaczyć jego duszę. – To jest to, co czuję każdego dnia.
-Samobójstwo to trwałe rozwiązanie tymczasowego problemu. – powiedział mężczyzna, zanim chwycił się poręczy, gotowy również się po niej wspiąć. – Ale jeśli myślisz, że to jest to, co jest najlepsze dla nas obu, ruszę do przodu. Nie mam zamiaru się zatrzymywać.
-Jesteś szalony! – zawołał Harry.
-To jest to, co wszyscy mówią, ale teraz to ty jesteś tym zawieszonym z tyłu statku w środku nocy – zrobił pauzę. – Więc chodź, daj mi rękę i zejdź statmtąd. Można to naprawić, cokolwiek to jest, co cię tu przyprowadziło.
Harry zawahał się, katem oka widząc wyciągniętą ku niemu dłoń. Wiedział że i tak nie skoczy, z czy bez pomocy mężczyzny.
Przed każdą próbą zawsze się wahał, bo zawsze była ta mała myśl „co, jeśli jutro będzie lepiej?” „a jeśli coś się wydarzy w tym tygodniu, a ja będę szczęśliwy?”.
Z ostatnim ostrym wdechem zdjął swoją prawą dłoń za barierki i włożył w jego, i nie wiele brakowało aby całkowicie pochłanął jego małą w swojej gigantycznej.
Wytatuowany westchnął z ulga, gdy byli twarzą w twarz. Był on o wiele mniejszy niż Harry, więc musiał patrzeć w dół, gdy się mu przedstawiał.
-Swoją drogą, jestem Louis Tomlinson.
-Harry Edward Styles.
-Co za wykwinte imię – Louis uśmiechnął się, a Harry cicho się zaśmiał.
-Czekaj, myślałem że masz na imię Tom?
-To długa historia. Więc jeśli ktoś spyta, jestem Tom Parker, dobrze?
Harry skinął głową i skoczył w górę, aby wspiąć się z powrotem na statek, ale jego conversy poślizgnęły się na metalu i następną rzeczą jaką wiedział było to, że jedyną rzecz jaka go trzyma był Louis.
Krzyczał o pomoc, gdy Louis walczył aby wciągnąć go przez balustradę.
-Hej, jest w porządku, mam cię. I nie puszczę! – Louis zapewnił go. –Teraz spróbuj wyciągnąć się do góry.
Harry zrobił tak, jak poprosił, i faktycznie udało mu się wspiąć do góry i nad barierką, ale grawitacja w końcu dała o sobie znać i upadł na ziemię, pociągając Louisa w dół na siebie.
Patrzyli się na siebie przez kilka sekund, żaden z nich nie poruszył się, aż ich konkurs patrzenia został przerwany przez dwóch mężczyzn ubranych w mundury, którzy przybiegli do nich, prawdopodobnie przez krzyki Harrego.
-Co tu się dzieje? – zapytał jeden z nich patrząc na Harrego, na Louisa i jego wytatuowane ramiona, a następnie na jego porzucone ubrania, zanim złączył wszystko w logiczną całość.
-Odsuń się od niego i się nie ruszaj! – krzyknął człowiek. – Przyprowadź Mr. Abbey!
Drugi mężczyzna opuścił ich, a Louis szybko wciągnął buty i kurtkę zanim urzędnik zwrócił się do pięciu innych mężczyzn – jednym z nich był Ben, a dwóch innych Louis kojarzył z obiadu. Poczuł że ktoś ciągnie go za ręce, a następnie zostały one spięty kajdankami podczas gdy ktoś owinął koc wokół Harrego.
-To jest całkowicie nie do przyjęcia! – jeden z mężczyzn krzyknął, mocno gestykulując gigantycznymi dłońmi. – Co sprawiło, ze myślisz że możesz dotykać mojego syna? Nie będę tolerwoać pedałów! Nie chcę żeby dostał twojej – twojej choroby.
To musi być jego ojciec, pomyślał Louis.
Jegi oczy i uszy płonęły; nigdy nie chciał tak bardzo kogoś uderzyć. Patrzył na Harrego, który siedział na tej samej ławce na której wcześniej leżał Lou, z opadniętymi ramionami, zawinięty w koc. Był smutny i słowa jego ojca wydawały się go ranić, sądząc po sposobie, w jaki marszczył brwi i wbijał wzrok w ziemię.
-Kto ci pozwolił wkroczyć na górny pokład poza godzinami pracy? – zapytał Ben, odsuwając pana Stylesa od rzucającego się Louisa.
-Wyszedłem na papierosa i zobaczyłem Harrego więc-
-To był wypadek. Byłem... um... pochylałem się nad barierką by, uh, spojrzeć w dół na...um, silnik, bo nie mogłem spać, więc wyszedłem na świeże powietrze i... poślizgnąłem się. Ale pan To-Parker był szybki i udało mu się mnie złapać, zanim upadłem – Harry zatrzymał wzrok na Louisie, którego nadgarstki zaczynały już boleć od mocnego uścisku. –Uratował mi życie.
-Czy to prawda? – zapytał go Ben, na co Louis szybko skinął głową, czując oczy pana Stylesa wwiercające się w niego.
-Cóż, więc chłopak jest bohaterem! – rzucił jeden z oficerów, oczywiście znudzony całą sytuacją. –Myślę, że należy oblać to szklanką whisky, co?
Pan Styles rzucił mu szybkie spojrzenie, zanim odwrócił się i warknął na Harrego, aby ruszył za nim do środka.
-Może małe co nieco dla tego chłopca? – zasugerował inny oficer.
Pan Styles zatrzymał się.                                                                                         
–Bardzo dobrze, panie Abbey – zatrzymał się szukając czegoś w płaszczu i wyciągnął portfel.
-Panie Swift, dziesięć funtów powinno wystarczyć.
-Czy to jest to, jak bardzo ci na mnie zależy? – spytał Harry i Louis usłyszał, jak jego głos prawie się załamał.
Pan Styles rzucił na niego wzrokiem
– Dobrze.
Odwrócił głowę, aby spojrzeć na Louisa, i nie było w jego oczach niczego prócz niesmaku, gdy mówił.
-Powinieneś dołączyć do nas na obiad jutro wieczorem aby... zabawiać nas heroicznymi opowieściami czy czymkolwiek, co robisz.
Louis zacisnął zęby.
– Oczywiście.
Pan Styles obdarzył go jeszcze jednym spojrzeniem zanim pokręcił głową i odwrócił się, by w końcu odejść. Louis wpatrywał się w ich plecy, aż całkowicie znikły, a następnie położył się z powrotem na leżaku, aby wrócić do palenia.
Kiedy wrócił do pokoju godzinę później, przedpokój był cichy i każdy wydawał się zasnąć. Dostał się do łóżka nie robiąc przy tym żadnego hałasu i zasnął z Harrym Stylesem w głowie, zastanawiając się co musiało się stać, skoro nie miał innego wyjścia.


Zayn potrząsnął nim rano następnego dnia ze zirytowanym wyrazem twarzy.
-Rusz dupę z tego pieprzonego łóżka idioto, mamy zmianę na górnym pokładzie za dziesięć minut.
-Nie mogę po prostu nazwać tego dnia chorym dniem?
-Jeśli się nie ruszysz, Winston wścieknie się na nas obu i będziemy musieli wysiąść ze statku w Ameryce.
-Uspokój swoje cyc-
Zayn pociągnął kołdrę pod nim, przez co Louis spadł z łóżka.
-Ponadto, jakaś kobieta rzuciła tu czarny garnitur z imieniem Toma jakieś kilka minut temu? Możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Kurwa – jęknął Louis i usiadł na podłodze, pocierając skronie.
-Oh, tak. Zostałem zaproszony na kolację z kilkoma bogatymi ludźmi w nocy po tym, kiedy uratowałem tego loczka przed upadkiem ze statku.
Louis nie powiedział Zaynowi, co faktycznie się stało; nie jego sprawa. Wstał i ubrał się w ubrania robocze. Przypiął identyfikator do jednego z  tank topów, ponieważ było bardzo słonecznie na zewnątrz i zdecydowanie spociłby się dość szybko, gdyby ubrał czarną koszulę, którą mu dali. A jeśli ktoś będzie miał problemy z jego uniformem – dobrze, może ssać jego kutasa.
Zjawili się na górnym pokładzie dokładnie w czasie swojej zmiany; Zayn udał się do bistro, a Louis na halę basenową. Wyglądało na to, że wszystko co miał zrobić, to chodzić, zbierać zamówienia od wszystkich, a potem po prostu napełniać lub zbierać szklanki od bandy bogaczy.
Znienawidził to, zanim jeszcze się rozpoczęło.
-Przynieść ci coś do picia? – zapytał i fałszywie uśmiechnął się do blondynki, którą rozpoznał z wieczora.
-Tak. Kawę mrożoną i mojito.
Louis skinął głową i odszedł, porządkując ostatnie pięć zamówień w głowie, aby mógł później umieścić je wszytskie na jednej tacy i mniej razy chodzić do baru.
-Dwie mrożone kawy, mojito, dwa Budweisery, Piña Colada i butelka wody – powtórzył Niallowi, który już zabrał się za napoje, podczas gdy Louis wrócił do hali z nowym celem siedmiu zamówień.
Kiedy wrócił do blondynki z jej napojami, zaskoczył go widok Harrego leżącego na leżaku obok niej, ubranego jedynie w kąpielówki. Jego nos był schowany w magazynie, a okulary naciągnięte na jego czubek.
-Oto twoja kawa mrożona... i twoje mojito – powiedział umieszczając napoje na stole między nimi. Na dźwięk jego głosu Harry uniósł głowę znad magazynu.
-L..Tom! J..ups – powiedział i przypadkowo potrącił mrożoną kawę łokciem, ponieważ chciał usiąść prawidłowo i uścisnąć dłoń Louisa.
-Cześć – odpowiedział Louis, a następnie pochylił się, aby podnieść szklankę. –Przynieść nową kawę? – zapytał Harrego, ale dziewczyna odpowiedziała zamiast niego.
-Tak, proszę.
Była wyraźnie zirytowana i zaczęła karcić Harrego, kiedy Louis się oddalił.
Kiedy każdy miał już swoje napoje, Louis usiadł na jednym ze stołków barowych i patrzył na halę, na wypadek gdyby ktoś do niego pomachał. I jeśli spoglądał na Harrego i blondynkę częściej niż na kogokolwiek innego, było to zupełnie przypadkowe.
Nie długo po tym blondynka podniosła rękę i pstryknęła palcami na Louisa, który zgrzytnął zębami. Nie będzie w żaden sposób tolerował ludzi, którzy traktują go jak śmiecia.
Ale twardy uśmiech pojawił się na jego twarzy, ponieważ dzięki niej mógł się tam pojawić.
-Tak?
-Czy mogę dostać butelkę wody? – spytała wypijając ostatnie resztki mrożonej kawy. Wtedy wzrok Louisa spadł na jej dłoń ściskającą szklankę, a dokładnie na gigantyczny kamień, znajdujący się na pierścionku na jej palcu.
Zdał sobie sprawę z tego, ze musiała to być narzeczona Harrego. Coś sprawiło, że Louis poczuł rozczarowanie od środka, choć nawet nie wiedział skąd ono pochodzi, ponieważ nawet nie znał tego chłopaka.
Zanim dałby się ponieść myślom, odwrócił się i wrócił do baru, aby wyjąć butelkę wody z lodówki.
Kiedy podał wodę dziewczynie, ona podziękowała mu po czym podniosła się z fotelu, zawinęła ręcznik wokół talii i odeszła.
-Dość...zgryźliwą narzeczoną tu masz – powiedział do Harrego, który już na niego patrzył; całkowicie zapomniany magazyn leżał na jego kolanach.
-Jest całkiem w porządku, ale ma czasami gorsze chwile – jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, ale nie doszedł on do jego oczu.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Ostatnia noc była, um... nie wiem co mnie naszło. I chcę cię za to przeprosić. Więc... nie musisz przychodzić ma kolację, jeśli nie chcesz. To będzie nudne.
-Nudne jak bogaci ludzie? – spytał sarkastycznie Louis.
-Mogą być nudni, jeśli jesteś jednym z nich.
-Oh, przepraszam, nie chciałem się urazić-
-W porządku. Przywykłem do tego.
Louis czuł się jak gówno ponieważ sprawił, że Harry był smutny i poniżony. Zwykle nie obchodziło go czy kogoś obraża (był dupkiem i o tym wiedział), ale tym razem było inaczej.
-Jesteś przyzwyczajony do ludzi obrażających cię, czy do ludzi mówiących że jesteś nudny?
-Jestem przyzwyczajony do ludzi żartujących ze mnie.
-Szczerze mówiąc, to nie było moim zamiarem – przyznał Louis, a każda część jego ciała chciała, aby Harry mu uwierzył. W odpowiedzi Harry posłał mu kolejny uśmiech, który nie sięgnął oczu.
-Więc, ta kolacja... masz dla mnie jakieś rady?
-Tak, nie przychodź – Harry gorzko się zaśmiał, a Louis pozwolił sobie usiąść na leżaku Taylor. – Jeśli przyjdziesz, oni dosłownie zjedzą cię żywcem. Nie spoczną, póki cię nie zawstydzą i nie wyśmieją na każdy możliwy sposób.
Louis zauważył, że ktoś do niego macha.
-Czy to ma mnie przestraszyć, Styles? – uśmiechnął się głupio. Harry patrzył na niego zaskoczony, prawdopodobnie dlatego, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
-Wcale nie, Tomlinson. No, może trochę. Ale ja nie kłamię.
-A ja się nie boję – odparł Louis, zanim wstał i odszedł, spiesząc do pani, która wciąż niecierpliwie machała ręką.


Louis zjadł obiad w małej restauracji w holu razem z Zaynem, Niallem, Liamem i Eleanor. Nie mieli nic zaplanowanego aż do wieczora, kiedy mają zmiany na kolację. Cóż, najwyraźniej każdy z wyjątkiem Louisa.
Ben podszedł do nich kilka minut temu aby przekazać Louisowi, że został zwolniony z pracy wieczorem na żądanie pana Sylesa. Louis powiedział wtedy wszystkim to samo co Zaynowi, zanim wszyscy gapili by się na niego i zadawali pytania.
-Eleanor i ja podzielimy się twoimi stolikami – powiedział Zayn. -Wyzywam stolik 24, nie mogą się doczekać, aby zobaczyć jak ci się upiecze stary.
Wszyscy zaczęli się śmiać, a Louis rzucił Zaynowi rozdrażnione spojrzenie, na co ten odpowiedział pocałunkiem (i obciągnięciem tuż po wyjściu z restauracji, ale to już nie ważne).


-Więc, dlaczego słyszę o jakimś niższej klasy kelnerze dołączającym do nas na kolacji? - spytała matka Harrego nikogo szczególnego podczas lunchu.
Harry odłożył swój nóż i widelec na stół, przygotowany na wszelkie wybuchy jego ojca.
-Ten punkowy pedał złapał Harrego wczoraj, kiedy pochylał się nad balustradą by zobaczyć śmigło.
-Jest gejem? - spytała Taylor, a Harry przygryzł wargę tak mocno, że z pewnością zaraz pojawi się tam krew.
-Nie wiem, ale uratował mi życie więc skupmy się na tym, dobrze? - odparł Harry zwracając się do ojca, który patrzył na niego ze śmiertelnym i jednocześnie zirytowanym wyrazem twarzy.
-Czekaj. Czy to jest ten facet, który usługiwał nam dzisiaj przy basenie?
-Tak.
-Jest miły. Choć trochę niezdarny.
Ojciec Harrego zmienił temat i każdy zaczął mówić o nadchodzącym ślubie, który miał się odbyć za mniej niż tydzień.
-Jestem pełny. Wybaczcie - wymamrotał Harry i wstał od stołu zapełnionego talerzami. Nikt mu nie odpowiedział, więc szedł, dopóki nie wyszedł z restauracji.
Zatrzymał się przy barze obok basenu, usiadł na jednym z taboretów i zamówił mojito.
-Wszystko w porządku? spytał blondwłosy barman, a Harry spojrzał na jego identyfikator aby dowiedzieć się, że ma na imię Niall.
-Uh, oczywiście?
Niedługo potem Niall wręczył mu napój, a Harry wypił go szybko, choć nie było w nim na tyle alkoholu, aby rzeczywiście spalił mu gardło.
Chciał właśnie odejść, gdy ktoś za nim zamówił piwo i Harry odwrócił się, aby zobaczyć Louisa stojącego tam z uśmiechem. Nie był w swoim uniformie i Harry przejechał po nim wzrokiem, ponieważ dżinsowe szorty które obecnie miał na sobie pokazywały jego opalone nogi.
Louis zapewne zauważył że jest podziwiany, ponieważ jego uśmiech poszerzył się i chłopak usiadł obok Harrego.
-Co cię interesuje, Kręcony?
-Um - Harry poczuł ciepło na twarzy na co Louis się zaśmiał, a jego oczy marszczyły się pięknie gdy to robił. -Oh, chcę cię przeprosić w imieniu mojego ojca za to jak cię nazywa… wiesz. Słowo na “p”. I um - zakładając twoją orientację seksualną.
-Nie martw się tym, byłem nazywany gorzej.
-Pomylił się? - Harry nie mógł nic poradzić na to, że zapytał.
-Z czym?
-Z twoją orientacją seksualną.
-A co? Jesteś zainteresowany?
-Mam narzeczoną - wygadał Harry, na co Louis uniósł brwi.
-Nie wyglądasz na szczęśliwego.
-To skomplikowane.
-Więc mi opowiedz.
-Nawet cię nie znam.
-To nawet lepiej. W ten sposób nie będziesz się mnie wstydził.
Harry patrzył na niego przez kilka sekund.
-W porządku, tak myślę. Możemy chociaż iść na spacer? Nie chcę-
-Oczywiście.
Louis zabrał swoją butelką z baru i zaczekał aż Harry zejdzie ze stołka, po czym zaczęli przechadzać się po pokładzie, wzdłuż łodzi ratunkowych.
Nie rozmawiali przez chwilę; Louis okazjonalnie pociągał łyk piwa podczas gdy Harry patrzył na ocean i próbował wymyślić sposób, aby rozpocząć rozmowę.
-Dobra, słuchaj. Um… Wiem, co masz na myśli po ostatniej nocy.
Louis podniósł głowę aby spojrzeć na Harrego, który nagle się zatrzymał.
-Co mam na myśli?
-Biedny bogaty chłopak, co on wie o nędzy, gdy ma wszystko czego chce?
-Wcale nie, naprawdę. To co mam na myśli w tej chwili to pytanie, co stało się z tym chłopcem, skoro nie miał już innego wyjścia? - odpowiedział Louis opierając się o poręcz.
-Cóż, mój… Mam już dość tego świata, w którym żyję. Wszyscy wokół mnie dbają tylko o pieniądze, a ja czuję że nikt nawet nie dba o mnie. Moi krewni nie zwracają na mnie uwagi, chyba że chcą czegoś ode mnie. Myślą, ze jestem gotowy, aby wziąć ślub w wieku dziewiętnastu lat i już planują które to ogromne wesele zajmie miejsce w Nowym Jorku.
Louis patrzył na niego bez słowa, więc Harry kontynuował, wpatrując się w niego.
-Ponad pięćset zaproszeń wysłano bez mojej zgody. Czuję się jak… jakbym stał w zatłoczonym pokoju, krzycząc ile sił w płucach, ale nikt nie może mnie usłyszeć, ponieważ ich głowy są zbyt daleko od ich tyłków.
Harry skończył swój monolog, biorąc głęboki oddech, starając się uspokoić.
“Louis myśli teraz, że jestem idiotą; świetnie” pomyślał i przygryzł wargę z niepokojem.
-Kochasz ją?
-Co?
-Czy kochasz Taylor?
-Nie powinieneś mnie o to pytać. Ona jest moją narzeczoną.
-To proste pytanie: kochasz ją, czy nie?
-To nie ma znaczenia czy ją kocham, bierzemy ślub.
-To nie jest to o co zapytałem.
-Nie czują się komfortowo rozmawiając o tym z tobą - odparł Harry, krzyżując ręce na piersi.
-Hej, nie powinieneś czuć się atakowany właśnie teraz, nie próbuję naciskać-
-Powinienem już iść. Przepraszam za, uh, zabieranie twojego czasu.
Louis nawet nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ Harry zniknął już w środku, przeklinając się za rozmowę z Louisem o swoich problemach. Nie chciał by Louis myślał że jest dziwakiem, ale prawdpodobnie właśnie tak teraz myśli.


Za dziesięć szósta wieczorem Eleanor mocowała się z krawatem Louisa, gdy zaś Liam kształcił go, jak powinien się zachować przy stole z bogatymi ludźmi. Louis jednak nie słuchał, ponieważ rzeczywiście był zbyt nerwowy aby skupić się na jednej rzeczy.
-Nie musisz tego robić, wiesz - zapewnił go Zayn opierając się o drzwi, już w stroju kelnera, ponieważ ich zmiany zaczynają się o siódmej.
-Wiem. Ale chcę. Nie zamierzam przegapić okazji degustacji właściwego kawioru. Zawsze się zastanawiałem, o co to całe zamieszanie.
Eleanor zaśmiała się i cofnęła, podziwiając Louisa od góry do dołu.
-Nie wyglądasz tak źle - uśmiechnęła się.
-Oczywiście, że nie.
Opuścili po tym pokój, ponieważ byli już spóźnieni i Ben zabiłby ich, gdyby się dowiedział, że przyszli za późno. Louis szedł w stronę kuchni, ale skierował się do pierwszych drzwi, idąc do stolika przy którym miał zjeść posiłek, i zaskoczył go (i nie pozytywnie) fakt, że zobaczył inny stolik, dwa razy większy od tego z poprzedniej nocy.
-Dobry wieczór - powitał się i usiadł na jedynym wolnym krześle przy stole, między dwoma kobietami ubranymi w wyglądające na bardzo drogie sukienki.
Harry znajdował się naprzeciwko, milczący z opuszczonymi ramionami i smutnym wyrazem twarzy.
Louis nie zdążył nawet powiedzieć niczego innego z powodu Zayna, który pojawił się przy stole, aby zabrać ich zamówienia, patrzącego na Louisa z bezczelnym uśmiechem.
-Dobry wieczór. Czy mogę zabrać zamówienia na napoje? - zapytał, na co Louis prawie wybuchł śmiechem. Zamówił jednak piwo, wprawiając wszystkich w obrzydzenie, a reszta zamówiła wino lub inny alkohol.
Gdy Zayn odszedł, Louis poczuł wszystkie oczy na sobie, i nie czuł się dość wygodnie pod ostrymi spojrzeniami.
-Więc… panie Parker, powiedz nam o noclegach w trzeciej klasie. Słyszałem, że są bardzo dobre na tym statku - pan Styles prychnął i patrzył na Louisa z powierzchownym wyrazem twarzy.
-Najlepsze jakie widziałem, sir. Prawie żadnych szczurów.
Ludzie przy stole zaczęli się śmiać, a Louis mógł zobaczyć jak nawet Harry pęka w uśmiechu, podczas gdy jego ojciec pienił się z wściekłości.
Zayn wrócił z napojami i mrugnął do Louisa, stawiając przed nim piwo, czego ludzie siedzący przy stole prawdopodobnie nie zauważyli.
-Więc gdzie pan mieszka, panie Parker? - zapytał inny mężczyzna, skupiając całą uwagę na Louisie.
-No, teraz mój adres to Oasis Of The Seas, a po tym będę na dobrym humorze Boga - odpowiedział. Harry uśmiechnął się, oczy mu błyszczały, prawdopodobnie dlatego, że jego ojciec był coraz bardziej zły za to, że został przechytrzony.
-Czy wiesz, że Pan Swift siedzący tutaj zbudował ten statek? To się nazywa niezatapialny. Nie zebyś miał dużą wiedzę o czymś takim.
-Cóż, proszę pana, może wiem mało o statkach, ale wątpię, że pan lub pana współpracownicy zbudowali ten statek własnymi rękami. Wynajął pan kogoś innego, ponieważ jest pan zbyt zajęty, cokolwiek, to coś w co nie wątpię.
Louis pociągnął łyk piwa, gdy pan Styles zacisnął pięść, budując napięcie przy stole.
-Ma pan jakieś plany na przyszłość, panie Parker? - zapytała kobieta siedząca obok Harrego, próbując zmienić temat.
-Nie bardzo, proszę pani. Lubię budzić się rano, nie wiedząc, co się wydarzy lub… - złapał kontakt wzrokowy z Harrym, który wyglądał na zainteresowanego tym, co miał do powiedzenia Louis - lub kogo spotkam. Właśnie ostatniej nocy stałem na pokładzie paląc, a teraz jestem tutaj, spożywając posiłek w pierwszej klasie.
Niektórzy ludzie przy stoliku wyglądali jakby byli pod wrażeniem jego odpowiedzi, na co Louis uśmiechał się, patrząc na Harrego, który również się uśmiechał, pokazując dołeczek w jego prawym policzku.
-Przepraszam - powiedział wtedy Louis i wstał z krzesła, aby pójść do kuchni i zdać Eleanor relację z tego, jak poszło. Znalazł tam również Zayna, czekającego na jedzenie i rozmawiającego z Niallem.
-Jak leci? -  zapytała podniecona Eleanor.
-Dobrze. Myślę, że ojciec Harrego chce mnie zabić.
Niall zaczął się śmiać i położył rękę na ramieniu Louisa.
-Myśli, że jest lepszy niż wszyscy inni na tym statku tylko dlatego, że ma najwięcej pieniędzy, więc nie bierz tego do siebie.
-Przyjdziesz później na imprezę czy masz zamiar pić brandy z bogatymi ludźmi? - zapytał Zayn.
-Idę z wami, oczywiście. Szczerze mówiąc, nie zniosę tego dłużej.
-Dlaczego nie zaprosisz też swojego kręconego przyjaciela?
-Harrego? Uważasz, że będzie chciał przyjść?
-Warto spróbować, prawda? Założę się, że nigdy wcześniej właściwie nie imprezował.
-Zdecydowanie nie. Jak mógłbym go zaprosić tak, aby inni nie usłyszeli? Nie sądzę, że jego rodzice chętnie pozwoliliby mu przyjść do niższej klasy w środku nocy.
-Trzymaj.
Zayn wyrwał kartkę z notatnika, nabazgrał coś na nim, a następnie wręczył go Louisowi.
-Spotkajmy się przy windzie na górnym pokładzie o jedenastej? - Louis przeczytał na głos. Zayn skinął głową.
-Teraz wracaj zanim pomyślą, że chcesz otruć ich jedzenie.
-Dobrze. Aha, i Zayn?
-Mhm?
-Zrobisz coś dla mnie?
-Wszystko.
-Naplujesz do napoju jego ojca dla mnie?
-Oczywiście, kochanie.
Louis uśmiechnął się głupio i odwrócił się, aby wrócić z powrotem do stołu, wkładając kartkę do kieszeni marynarki.
Kolacja upłynęła gładko, a na koniec Louis był z siebie zadowolony, ponieważ zjadł wszystko co zamówił (okazało się, że kawior nie był taki dobry jak mówili) i zamienił nawet kilka słów z Harrym, co oznaczało że młodszy chłopak nie był już na niego zły.
-Miło było zjeść z wami kolację - skłamał wstając, kładąc sztućce na talerzu. Potem poszedł uścisnąć dłoń każdemu mężczyźnie przy stole, a pan Styles ścisnął jego rękę o wiele mocniej niż to potrzebne.
Kiedy podszedł do Harrego, potrząsnął jego rękę wślizgując wiadomość w jego dłoń. Harry popatrzył na niego dziwnie i Louis skinął głową, zanim odszedł od stołu, szczęśliwy że wreszcie się to skończyło.
Gdy tylko wrócił do kuchni, został zbombardowany pytaniami Zayna, Nialla, Liama i Eleanor, którzy koniecznie chcieli dowiedzieć się jak poszło.
-To było dobre. Kawior nie smakuje tak dobrze, jak mówią. Całe życie w kłamstwie - powiedział dramatycznie, siadając na jednym z krzeseł.
-Dałeś list chłopakowi?
-Dałem.
-Myślisz, że przyjdzie?
-Nie wiem. Myślę, że musimy po prostu poczekać i zobaczyć.


Było za pięć jedenasta i Harry nie mógł zasnąć. Przytulał Taylor na łyżeczki ponieważ poprosiła go o to, a jego lewa ręka już zdrętwiała. Myślał o liściku który Louis dał mu godzinę wcześniej, prosząc go o spotkanie przy windzie na jego piętrze.
Nie był pewny co Louis miał na myśli, ale umierał z niewiedzy, a ponieważ nie mógł zasnąć, nie miał nic do zrobienia.
Powoli wyciągnął zdrętwiałe ramię spod Taylor uważając aby jej nie obudzić, wstał i ruszył do szafy, aby wybrać jakieś przyzwoite ubrania.
Było chwilę po jedenastej, kiedy wyszedł z pokoju z kluczem w kieszeni dżinsów i zobaczył już Louisa, czekającego przy windach.
-Zdecydowałeś jednak się pokazać, eh, Kręcony? - zapytał na co Harry się uśmiechnął, kiwając głową.
-Przepraszam, że musiałeś czekać.
-Nie martw się, właśnie przyszedłem.
Louis nacisnął przycisk i drzwi się otwarły, więc oboje weszli do środka. Po naciśnięciu przycisku na trzecie piętro, Louis odwrócił się do Harrego.
-Bardzo elegancki strój na imprezę - zauważył, a Harry spojrzał na swoje czarne dżinsy i koszulę, a potem na obcisłe dżinsy i koszulkę z logiem jakiegoś zespołu Louisa.
-Oh.
-Byłes kiedyś na właściwej imprezie?
-Zależy od tego, jak zdefiniujemy właściwą imprezę.
-Shoty, muzyka, taniec, obściskiwanie się, wiesz.
-Um… nie, naprawdę nie.
-Dobrze, więc masz na to okazję - Louis uśmiechnął się głupio i Harry musiał przyznać, że był trochę zdenerwowany, ponieważ oczy Louisa połyskiwały złośliwie.
Do diabła z tym,  jest zmęczony i znudzony byciem idealnym chłopcem, który nie robi nic zabawnego. Są to ostatnie dni jego odległej wolności, i chce z nich skorzystać.
I Louis może być tylko odpowiednią osobą, aby mu w tym pomóc.


Okeeey, so, skończyłam. To był mega długi rozdział jeju... nie jestem za bardzo zadowolona z tego jak mi wyszedł, ale ok.
Zostawcie proszę po sobie komentarz, bo widzę ile jest wyświetleń, ale nie wiem kto naprawdę przeczytał. Mam nadzieję, ze docenicie moją ciężką pracę, bo czasem naprawdę nie umiem przetłumaczyć angielskich zdań na polski, a przy tym wystarczy tylko rzucić okiem na tekst, a już widać że to tłumaczenie. 
Kiedy autorka doda 3 rozdział, postaram się przetłumaczyć go szybciej!