sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 1: Początek

Louis gapił się na pięć kart w jego rękach. Miał Waleta, Damę, 10, Króla i 5. Wszystko czego potrzebował, to odkryć Asa, i Zayn i on byliby na zewnątrz tego pieprzonego zadupia.
-Tchórzysz, Tomlinson? - Max zapytał przez stół.
Jest piąta po południu, Louis siedzi na krześle w zatłoczonym pubie, Bóg wie ile kilometrów od domu. Gigantyczna torba wypełniona jego rzeczami spoczywa na jego stopach, okrutnie przypominając mu o jego ucieczce z domu przed dwoma dniami, kiedy wziął ze sobą Zayna.
Wszytko zaczęło się, kiedy jego homofobiczny ojciec wszedł, kiedy pieprzył się z Zaynem na kanapie, mimo że nie miało go być w domu do następnego dnia. Wściekł się i zaczął wrzeszczeć, a kiedy jego matka wróciła do domu, dołączyła do ojca.
Przypomnieli Louisowi jakim nieudacznikiem był; skończył szkołę kiedy miał 17 lat, teraz miał 22 i wciąż mieszkał ze swoimi rodzicami, nie robiąc nic oprócz palenia i spania przez cały dzień, i najgorsze - był gejem, co przynosiło wstyd jego rodzinie.
Więc logiczną decyzją po tej całej sesji krzyków było to, że Louis spakował swoje rzeczy, zadzwonił do Zayna aby powiedzieć mu co planuje zrobić, oraz opuścił dom.
Nie miał dużo pieniędzy. Pieniądze zawsze były ukryte w domu, chociaż był jedynym dzieckiem, ale nie mogło mu to przeszkadzać. Ostatecznie po wszystkich krzykach i złym rodzicielstwie, jego ojciec zasłużył na bycie okradzionym z jego oszczędności.
Louis znalazł pięć tysięcy funtów w gotówce w jego szufladzie ze skarpetami (najgłupsze miejsce na schowanie sporej ilości pieniędzy, szczerze - oni nazywali Louisa idiotą), i popędził do drzwi, zanim mógł zostać zatrzymany.
Zayn spotkał go na przystanku znajdującym się kilka minut drogi od domu Louisa, z torbą przewieszoną przez ramię oraz papierosem między zębami.
-Co my robimy?-zapytał Louisa, kiedy wsiedli do pierwszego autobusu, który mógł zawieść ich na dworzec.
-Uciekamy.
-Na jak długo?
-Ty, na Wielkanoc. Ja, nie wiem.
-Okej.
Louis lubił Zayna. Zawsze go lubił; od momentu, w którym spotkali się na szkolnych huśtawkach kiedy mieli pięć lat, aż do teraz. Ich przyjaź była jedyną rzeczą, którą Louis miał w tym momencie dla siebie - wszystko inne się rozpadało. Nie miał przyszłości, nie miał rodzeństwa na które mógłby zwrócić uwagę ani pieniędzy na robienie tego co lubił.
Natomiast Zayn był na jego feriach wielkanocnych ze szkoły artystycznej do której się dostał, i Louis czasami chciał chodzić spać do niego, jeśli w jego domu za dużo się działo. Jednak tym razem chciał czegoś więcej. Dobrze, nie naprawdę. Chciał być spontaniczny, robić po prostu to, co czuje że należy zrobić i zobaczyć dokąd go to doprowadzi. Zawsze ufał swojemu instynktowi.
-Masz jakieś pieniądze dla siebie? - zapytał go Zayn, kiedy szli kupić dwa bilety na najbliższy pociąg, który zawiezie ich do morza.
-Pięć tysięcy. A ty?
-Kartę kredytową.
Louis skinął głową i kupił dwa bilety dla nich obu.
Nie wysiedli z pociągu, aż nie znaleźli się na ostatniej stacji, która znajdowała się w Canvey Island, tuż nad morzem, jak Louis miał nadzieję.
Zarejestrowali się w motelu tuż koło plaży i spędzili dwa tygodnie, utrzymując się na śmieciowym jedzeniu i trawce, okazjonalnie udając się na plażę w nocy.

Głośna syrena statku wyrwała Louisa z jego wspomnień i uświadomiła mu że Max, Tom i Zayn gapią się na niego.
-Ja? Tchórzę? Nigdy. - powiedział. - Wszystko.
-Co? Nie możemy POSTAWIĆ na wszystko co mamy! Jak potem wrócimy do domu? - Zayn powiedział, gdy zobaczył że Louis popycha na środek stołu plik 4500 funtów wraz z jego kartą kredytową.
-Kiedy nie masz nic, nie masz nic do stracenia - odpowiedział Louis, mimo że jego serce o mało nie wyskoczyło z jego klatki piersiowej. Jeśli nie uda mu się podnieść do Asa, jest pijany. Oboje są pijani. I to wszystko będzie winą Louisa, po prostu kolejną rzeczą do dodania do listy niekończących się porażek.
Na stole jest już 10 tysięcy funtów, karta kredytowa zawierająca coś koło tej kwoty, opakowanie 5 gramów trawki i dwa bilety trzeciej klasy na rejs "Oasis Of The Seas"
Tom odkrył nową kartę i uśmiechnął się chytrze, umieszczając wszystkie pięc na stole.
-Poker.
Serce Louisa zatrzymało się jak pokazał on nową kartę - jego piątka pozwalała mu odejść.
-Dobrze? - zapytał wyjątkowo niespokojnie Zayn, gdy Louis odłożył jego karty.
-Przepraszam - powiedział do Zayna, który wyglądał jakby został potrącony przez ciężarówkę.
Max i Tom zaczęli wiwatować i przybili sobie piątki, kiedy zgarnęli wszystko co było na stole do małej torby.
-Nie wierzę że przegrałem w pokera. Widzisz tą ironię? - Louis zapytał Zayna, kiedy wychodzili z pubu z ciężkimi torbami w rękach. Port był zatłoczony, masa ludzi czekała na statek, na którym wypłynął w jego pierwszy dwutygodniowy rejs z Europy do Ameryki, a potem z powrotem do Europy.
-Myślisz że teraz czas na żarty? Jesteśmy w dupie, bo POSTAWIŁEŚ wszystko co mieliśmy i teraz nie mamy nic. Jak mamy się dostać do domu? Czy kiedykolwiek zrozumiesz w jakim gównie jesteśmy? Powinienem cię nigdy nie słuchać-
-Shhh - przerwał mu Louis i nagle upadł na swe kolana zaraz przy oknie
-Co do-
-Zamknij się i zniż się.
-Co ty robisz?- Zayn krzyknął szeptem kiedy zobaczył, że Louis zagląda do środka.
-Nie możemy opuścić tego miejsca z pustymi rękami.
-Ty nie planujesz faktycznie ukraść tej torby? Oni nie pozwolą żeby była ona na widoku.
-Tak, zrobią to. Max niebawem pójdzie do łazienki, upewniłem się aby kupić mu wystarczająco dużo piwa. A oni muszą wkrótce wyjść, ponieważ statek opuszcza port za pięć minut.
-Jesteś szalony.
-Utrzymajmy to.
Ręce Louisa wręczyły mu torbę kiedy tylko zobaczył, że Max podnosi się i idzie do łazienki.
-Idź i zaczekaj na mnie przy wejściu do statku.
-Jest długa kolejka-nie sądzę że to zrobimy - odpowiedział Zayn, ale jednak chwycił torbę.
-Biegnij tam, zaraz do ciebie dołączę.
-Louis-uważaj. Nie musisz tego robić, możemy dowiedzieć-
-Zaufaj mi, okej? Po prostu mi zaufaj.
-Okej.
Zayn chwycił ich torby zanim zaczął przepychać się przez masę ludzi aby stanąć w kolejce do wejścia. Louis odwrócił swoją głowę do okna i uśmiechnął się do siebie kiedy zobaczył, że Tom wstaje ze stołu aby  iść zapłacić rachunek.
To był dla niego sygnał, więc zerwał się i pobiegł z powrotem do pubu. Szybko przeszedł obok stołu, złapał ciężką torbę wypełnioną gotówką oraz dwoma biletami zanim zawrócił biegnąc tak szybko, jakby od tego zależało jego życie.
Przypadkowo popchnął bogatą kobietę na ziemię i potknął się o jej małego psa.
Znalazł Zayna przy wejściu, próbującego negocjować z dwoma ochroniarzami, że jego przyjaciel za chwile przyjdzie.
-Tu  jestem. Tu jestem - powiedział zdyszany, kiedy wyjął dwa bilety i podał je im.
-Przeszliście przez kontrolę? - zapytał ochroniarz, a Louis przytaknął, nie mając pojęcia co to jest.
-W porządku, chodźmy na pokład, nie mamy dużo czasu!
Louis uśmiechnął się chytrze w stronę Zayna i oboje pospieszyli do wejścia. Dwóch ochroniarzy zamknęło za nimi drzwi, a oni byli oficjalnie w środku. Udało im się wydostać na czas na główny pokład kiedy zabrzmiał ostatni dźwięk rogu, i wszyscy zaczęli machać do ludzi w porcie.
-Nie mogę w to uwierzyć! - krzyczał Zayn ponad hałasem i śmiechem Louisa, trzymając się barierki i nie machając do nikogo w szczególności.
-Do kogo machasz?
-Nie wiem!
Zobaczyli  jak Max i Tom wrzeszczą do nich z krawędzi portu, więc zarówno Louis jak i  Zayn wystawili im środkowe palce i statek zaczął się poruszać.
-Co za banda nieudaczników - zaśmiał się Louis, kiedy tłum na pokładzie zaczął się przerzedzać, prawdopodobnie aby znaleźć swoje pokoje.
-To jest kurwa niesamowite - westchnął kiedy weszli do holu wypełnionego ludźmi którzy już się osiedlili.  Zapytali o klucz w recepcji, i nikt nie zapytał o jakikolwiek rodzaj dokumetów, ponieważ założono że przeszli przez kontrolę lub cokolwiek innego.
Kwatery trzeciej klasy znajdowały się na trzecim i czwartym pokładzie, a ich pokój - nr 204 - był na trzecim.
Louis starał się odblokować drzwi, ale okazało się że były już otwarte. Pokój jest mały i ma dwa łóżka piętrowe. W ścianie na przeciwko znajdują się małe, okrągłe okna, oraz mała toaleta w rogu.
-Trzecia klasa to ma być to gówno? - zapytał Louis wrzucając torbę na górne łóżko.
Usłyszeli spłuczkę toaletową, i po kilku sekundach brązowowłosy facet z wielkimi bicepsami, ubrany jedynie w tank top i kąpielówki wyszedł z toalety.
-To nie jest nawet trzecia klasa, kolego. Może czwarta. To jest najwyraźniej to, jak traktują swoich pracowników - powiedział wycierając ręce w ręcznik.
-Czekaj, co? - zapytał Louis zmieszany.- Czy to oznacza, że będziemy pracować cały czas?
-Niby. Zależy od tego, jaką masz pracę. Swoją drogą, jestem Liam.
-Ja jestem Louis, a to jest Zayn. O jakiej pracy mówisz? Zapomnieliśmy o czymś?
Liam popatrzył na nich zmieszany. Tom i Max musieli zdobyć tu pracę, i zapomnieli wspomnieć im o tym. Pieprzone dranie.
-Dobrze, wy musicie być kelnerami, ponieważ Niall i ja też jesteśmy kelnerami.
Louis przytaknął, nie bardzo zainteresowany już tematem. Chciał po prostu usiąść i zapalić jointa z Zaynem.
-Ile będziemy zarabiać? - Zayn zapytał Liama otwierając walizkę i szukając w niej czegoś.
-Dwie stówy tygodniowo.
Oczy Louisa rozszerzyły się, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Wymienili spojrzenia z Zaynem. Ostatecznie pracowanie kilka godzin dziennie może nie będzie takie złe.



Kiedy Harry wstał w piątkowy poranek, nie chciał tego robić. Wiedział, że dziś był dzień, w którym on wraz z całą swoją rodziną i z rodziną Swift miał rozpocząć dwutygodniowy rejs na największym statku na świecie, zbudowanym przez ojca Taylor (jego przyszłej żony).

Powiedzieć nienawidził swojego życia byłoby nieporozumieniem. Żył w świecie, w którym kasa liczyła się ponad wszystko, widocznie XIX wiek wrócił, ponieważ ojciec postanowił związać jego i Taylor ze sobą. Został zmuszony do związku z nią kiedy miał szesnaście lat, 3 lata temu, a teraz mają wziąć ślub za tydzień, w Nowym Jorku, kiedy statek ma dopłynąć do portu.
Ich limuzyna zatrzymała się na parkingu bardzo blisko gigantycznego statku, który rzuca ogromny cień na wszystko, co znajduje się w małej odległości.
Wyszedł z niej, pomagając następnie Taylor, ponieważ jego ojciec mu się przypatrywał.
Jakby nie potrafiła sama wysiąść z tej pieprzonej limuzyny.
Kilku mężczyzn wzięło ich bagaże, po czym zostali poprowadzeni do głównego wejścia do statku.
-Nie wygląda na tak duży - mruknął, a pan Swift poklepał go po ramionach.
-Obawiam się że się mylisz synu. Udowodniono, że obecnie jest to największy statek. Wiem o tym, ponieważ sam go zbudowałem.
-Gołymi rękami! - powiedział sarkastycznie Harry.
-Harry!- zawołała jego matka.
-Nie sam, ale z moich własnych pieniędzy. To niezatapialny statek. Sam Bóg nie może go zatopić.
Harry chciał przewrócić oczami, ale nie zrobił tego. Uśmiechnął się fałszywie i ruszył do wejścia, pragnąc jedynie utopić się w wodzie znajdującej się pod jego stopami.
Pokazano im ich luksusowy apartament pierwszej klasy, który miał dzielić ze swoją narzeczoną przez następne dwa tygodnie. Usiadł na królewskich rozmiarów łóżku w sypialni, kiedy Taylor rozpakowywała swoje rzeczy, gadała o tym, jak wielki jest statek jej ojca i co uważa że poszło nie tak.
Harry miał szesnaście lat, kiedy jego rodzice weszli mu podczas jego namiętnego pocałunku z jego najlepszym przyjacielem Nickiem, który był kilka lat starszy i był na pierwszym roku studiów. Całowali się na kanapie w salonie, a jego rodziców nie powinno być w domu tylko na gali, w której mieli brać udział do późna, ale następna rzecz jaką usłyszał był krzyk jego mamy.
Zakazali mu spotykać się z Nickiem i zapisali go na 'oczyszczający' program w ich kościele, gdzie wszyscy nauczyli go że bycie gejem to tylko chwilowa faza oraz że wszyscy którzy są zaangażowani z tą samą płcią idą do piekła.
Udawał, że program działa, ale jego rodzice byli bardzo przestraszeni ogromnym ryzykiem, więc zaprowadzili go do Taylor, córki ich partnera biznesowego oraz najlepszego przyjaciela. Nie minęło dużo czasu, kiedy ich rodzice zaczęli rozmawiać o pomyśle małżeństwa, a dwa lata później wszystko było już przygotowane do ślubu.
Harry uważa że to niedorzeczne; jest 2015 rok po narodzeniu Chrystusa, nie lata 70. Ale akceptował to wszystko i udawał że się cieszy, choć w środku umierał.
Wstał z łóżka i ubrał jego niewygodną marynarkę.
-Gdzie idziesz? Niedługo jemy obiad na górnym pokładzie - powiedziała mu Taylor, trzymając projekt sukienki.
-Idę tylko nabrać trochę świeżego powietrza. Spotkam się z tobą tutaj.
-Okej.
Uśmiechnęła się, ukazując jej perfekcyjne, białe zęby i pocałowała go w usta. On nawet nie zamknął oczu, ponieważ całując ją czuje jakby był to obowiązek, a myśl o spędzeniu w ten sposób reszty swojego życia zabija go od środka.


Louis i Zayn zdecydowali się iść zbadać górny pokład nieco przed tym, jak będą mieć ich pierwsze spotkanie personelu w sali konferencyjnej, więc opuścili Liama zanim ruszyli w kierunku windy.
-Możesz uwierzyć, ze te skurwiele nie wspomniały że musimy pracować? - zirytował się Louis.
-Oni tak naprawde nam powiedzieli, ale byłeś zbyt zajęty krzyczeniem na barmana aby faktycznie zwrócić na to uwagę. Ale i tak tak jest lepiej, ponieważ wyjdziemy stąd z czterystoma funtami.
Louis wzruszył ramionami i wyszedł z windy gdy tylko drzwi się otwarły, ujawniając krótki korytarz prowadzący na zewnątrz.
-Pieprz mnie - odetchnął, gdy zobaczył olbrzymi pokład. Z prawej znajduje się otwór, który prowadzi w dół do pierwszego pokładu. Po prawej stoi kort tenisowy i mini golf z lewej, a w na końcu z prawej widnieje ogromny basen.
Ruszyli i usiedli na leżaku przy basenie, a Louis odchylił się do tyłu, zamykając oczy.
-Chcą się panowie czegoś napić? - zapytał ktoś, więc otworzył oczy i spojrzał na brunetkę przed nim. Przeczytał na jej identyfikatorze że nazywa się Eleanor, a ona łaskawie się do niego uśmiecha.
-Mogę prosić piwo? - zapytał. -Ile kosztuje?
Zaśmiała się na to. -To wszystko w cenie.
-Oh. Więc poproszę dwa piwa.
-Trzy - dodał Zayn.
-Dodaj czwarte - powiedział ktoś z irlandzkim akcentem, a Eleanor skinęła głową, po czym znikła.
Louis obrócił się, aby spojrzeć na mężczyznę, który zamówił ostatni. Był chudy, z farbowanymi blond włosami oraz z parą podrób RayBanów na nosie.
-Kurwa, cały ten układ 'wszystko w cenie' jest wspaniały, prawda? Nie mogłem uwierzyć moim oczom i uszom, kiedy zobaczyłem coś w formie bufetu w kuchni. Szkoda tylko, że wolno nam jeść tylko po gościach. Tak przy okazji, jestem Niall.
Niall wyciągnął do nich rękę i potrząsnął każdą z nich.
-Niall z pokoju 204?
-Tak!
-Ja jestem Louis, a to jest Zayn. Ale jeśli ktoś spyta, jesteśmy Max i Tom.
Niall zaśmiał się i usiadł obok nich na leżaku, wyciągając paczkę Malboro.
-Mogę jednego? - zapytał Louis, gdy ją zobaczył. - Zostawiłem moje w torbie.
Wziął jednego zanim Niall zapewnił go, że to okej, i dał jednego również Zaynowi. Gdy wszystkie papierosy zostały zapalone, Zayn zaczął opowiadać Niallowi o tym, jak udało im się dostać na ten rejs, a Louis wtrącał swoje 'ale' od czasu do czasu.
Potem pochylił się z powrotem na fotelu i popatrzył na słońce. Jego oczy powędrowały w dół i zatrzymały się na smukłej postaci, która szła w górę aż do poręczy i zatrzymała się.
Jest to chłopak, nie może mieć więcej niż 18 lat, i jest ubrany w granatową marynarkę z białymi guzikami, która pasuje do jego koszuli khaki.. Jego loki opadły, a on wygląda za zagubionego, jakby był wszędzie, ale nie na tym statku.
Niall zauważył, że Louis wyłączył się z rozmowy, więc spojrzał i pokręcił głową, gdy zobaczył na co patrzy się Louis.
-Powodzenia, stary. Jedyny powód, aby ci mieszkańcy pierwszej klasy kiedykolwiek z nami porozmawiali byłby w przypadku gdy statek by tonął, a my mielibyśmy ostatnią z dostępnych łodzi.
Louis zmarszczył brwi, ale wciąż się na niego patrzył. Był on atrakcyjny dla chłopaka, oczywiście. Zawsze miał coś do niewinnie wyglądających facetów.
Ubrana w fantazyjny strój blondynka podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu, co oczywiście jest dla niego niewygodne. Zaczęła coś mówić, a chłopak westchnął, zanim spojrzał w dół. Przypadkowo złapał na chwilę wzrok Louisa. Trochę za długo patrzył na jego wytatuowane ramiona, zanim odwrócił się i ruszył za dziewczyną z powrotem do środka.
-Widziałeś tą blondynkę? - zapytał go Niall, przerywając jego gapienie się.
-Tak?
-Jej ojciec jest właścicielem statku. Ludzie mówią że jest niezatapialny, ale to totalne gówno.
-Więc chcesz powiedzieć, że umrzemy, jeśli uderzymy w skałę? - zażartował Louis.
-Może - Niall wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem.
Zayn pokręcił głową i popchnął Louisa z rozbawieniem. Louis jednak się nie martwi, tego typu tragedie zdarzają się tylko w filmach. 


Jest koło szóstej wieczorem, kiedy Liam w końcu mówi im, że mają iść do sali konferencyjnej, aby wysłuchać trochę krótkich instrukcji i dostać robocze uniformy. Szczerze mówiąc, ostatnią rzeczą którą Louis chce zrobić, to pójść i faktycznie pracować.
Tom i Max nie wspomnieli, że tak naprawdę nie zapłacili za bilety; były to tylko wejściówki do zidentyfikowania, aby mogli dostać się na statek i pracować na dwie zmiany dziennie.
W sali zebrało się około pięćdziesięciu osób, czekając na jakieś instrukcje od szefa, który nie pojawił się jeszcze.
-Czy to jest cały personel? - zapytał Louis Nialla, kiedy usiedli jak najbardziej z tyłu.
-Nah. Każda grupa pracowników miała osobne spotkanie, nasza jest ostatnia, ponieważ zaczynamy ostatni.
-Więc wszyscy tutaj są kelnerami?
Niall skinął głową i chciał coś powiedzieć, ale trzydziestoletni mężczyzna wchodzący do pokoju przerwał mu. Człowiek zatrzymał się z przodu pomieszczenia, gdzie każdy może go zobaczyć i gwar ucichł.
-Witam wszystkich. Dla tych, którzy nie wiedzą, nazywam się Ben Winston i będę zajmować się restauracją, jak również wielu z was.
Ben wskazał na długi stół po stronie, która prawdopodobnie jest używana jako środek pomieszczenia.
-Na tym stole macie identyfikatory i uniformy, a także tygodniowe plany zmian. Czy ktoś ma jakieś pytania?
Louis podniósł rękę.
-Tak?
-Co się stanie, jeśli jednego dnia nie zjawimy się w pracy?
-Macie prawo źle się czuć, ale nie możecie porzucić pracy w innych okolicznościach. Jeśli dowiem się, że pominęliście pracę tylko dla 'zabawy', zostaniecie zwolnieni i zmuszeni do opuszczenia statku na następnym przystanku.
Louis przewrócił oczami i już zaczął robić wymówki, że nie będzie pracował jeśli nie będzie miał ochoty. Gdy Ben odrzucił je, wszyscy wstali ze swoich miejsc i ruszyli odnaleźć swoje mundury i grafik.
-Nie zapominajmy, że nasze imiona to Tom i Max, tak? - szepnął Zayn do niego, gdy oboje rozglądali się za ich identyfikatorami.
W końcu je znaleźli, uniformy równierz.

-Dlaczego ja mam mieć identyfikator Maxa? – nadąsał się Zayn.
-Ponieważ ja wyglądam jak Tom, nie jak Max.
Louis wziął rzeczy Toma i zaczął rozglądać się za ich grafikiem.
-Kurwa, nasza najbliższa zmiana jest za pół godziny.
-Lepiej już idźcie - powiedział Liam, a Louis już nienawidzi wszystkiego. To na pewno nie był pomysł na zabawę.
Zaczęli się przebierać gdy tylko wrócili do swoich pokoi, a Louis nie był zaskoczony, gdy zobaczył że spodnie Toma są zbyt długie na jego krótkich nogach. Podwinął nogawki, dzięki czemu sięgają mu nad kostki, a następnie ponownie założył vansy. Dziesięć minut później opuścili swój pokój, a Liam wskazał im drogę do restauracji, ponieważ był on kelnerem na rejsach od dwóch lat.
Restauracja jest podzielona na dwa gigantyczne pomieszczenia – jeden, w którym można przyjść i nałożyć na talerz co tylko się chce, i drugi, w którym można zamówić z menu. Louis uświadomił sobie, że drugi pokój wypełniony jest pasażerami pierwszej klasy, którzy prawdopodobnie myślą, że są lepsi niż inni na statku.

-Gdzie mamy iść? – zapytał Louis Liama, spoglądając na swój grafik.
Liam spojrzał na kartkę.
-Tu pisze ‘R2, T20-23. Oznacza to, że jesteś w drugim pomieszczeniu i obsługujesz stoliki 20, 21, 22, 23 – wyjaśnił Liam.
Świetnie

Zayn miał stoliki od 24 do 27, więc ruszyli razem do drugiej kuchni aby odebrać swoje notatniki i długopisy.
-Prawdopodobnie rozbiję kilka talerzy – zaśmiał się Louis aby ukryć fakt, że jest rzeczywiście zdenerwowany. Nigdy nie pracował w całym swoim życiu, co oburzało jego rodziców. Z drugiej strony Zayn pracował w restauracji odkąd miał szesnaście lat i został prawnie dopuszczony do pracy.
-Prawdopodobnie – zgodził się Zayn.
-To była część, gdzie chcesz mnie zapewnić że wykonam dobrą robotę.
-Wykonasz dobrą robotę, kochanie.
Louis przewrócił oczami, ale uśmiechnął się gdy Zayn dziobnął go w policzek i wyszedł z kuchni aby zacząć pracę, z notatnikiem i długopisem w ręku. Louis oglądnął się za nim, gdy zbliżał się do dużego, okrągłego stołu dla ośmiu.
Mrugnął do niego zachęcająco, przypominając mu, że ci ludzie tylko mu zapłacą i że prawdopodobnie nigdy nie zobaczy ich ponownie.
Przyjął zamówienie z pierwszych trzech stolików, i naprawdę trudno było mu się powstrzymać, aby nie przewrócić oczami na komicznych ludzi zamawiających jedzenie.
Gdy umieścił zamówienia ze stolików do 22 na blacie w kuchni odwróciła się, i ruszył do stolika 23.
-Witam, jestem Lo- mam na myśli Tom, i będę państwa kelnerem dziś wieczorem – powiedział, przybierając fałszywy uśmiech i  nie odwracając wzroku od notatnika.

Kiedy nikt nic nie powiedział, spojrzał w górę i jego wzrok natychmiast spadł na chłopaka, którego widział wcześniej na pokładzie. Ma na sobie tę samą marynarkę w której Louis go widział, ale z inną koszulą. Jego głowa jest schowana w gigantycznym menu, więc Louis po prostu gapi się na loki, które opadają mu na czoło.
Kobieta w komicznym, świecącym ubraniu która zaczyna zamawiać, przerywa jego zapatrzenie. Kiedy wszyscy oprócz chłopaka już zamówili, Louis zabazgrał dwie strony drobnym pismem. Nie ma pojęcia jak przyniesie tu całe to jedzenie.
-Harry, co zamawiasz? – spytała ta sama kobieta w świecącym stroju; Louis uważa, że musi być ona matką Harrego.
Chłopak w końcu podniósł wzrok znad menu i oblizał usta, gdy złapał kontakt wzrokowy z Louisem. Jego oczy są puste, ale uśmiecha się; Louis nie mógł się powstrzymać aby patrzeć na jego usta gdy mówił.
Harry nie zamówił dużo, jedynie prostą sałatkę mozzarella z pomidorami i kieliszek czerwonego wina. Jego matka strofowała go, gdy wyjął on z ust papierosa, a blondynka którą Louis widział wcześniej na pokładzie zabrała go z jego ust.

-To będzie wszystko? – zapytał przez zaciśnięte zęby.
-Tak – odpowiedział pękaty mężczyzna.
Louis odwrócił się i odszedł, przewracając oczami.
Pieprzyć bogatych ludzi -  pomyślał, gdy położył ostatnie zamówienie na blacie.
Zayn szybko do niego dołączył, oczywiście tak samo zirytowany jak Louis.
-Czy ci ludzie są cholernie poważni? Ktoś zamówił butelkę szampana, która kosztuje więcej niż mój dom.
Louis potrząsnął głową i nawet nie zdążył oprzeć się o blat, ponieważ ktoś postawił przed nim trzy talerze pełne jedzenia, aby zabrał je i zaniósł do pierwszego stolika.
-Nie upuść ich! – przypomina mu Zayn, więc Louis starannie bierze dwa talerze do rąk, umieszczając trzeci na przedramieniu.
Nie upuścił ich w drodze do stołu, co jest chyba jego największym osiągnięciem w historii.
Jedzenie dla jego ostatniego stolika jest gotowe trzydzieści minut później, więc nie ma żadnej wymówki aby nie iść tam po tym, gdy przyniósł im drinki.
Patrzy jak Harry opróżnił kieliszek wina trzema dużymi łykami, a następnie wskazał na Louisa, prawdopodobnie by poprosić kolejny kieliszek.
-Czy mogę dostać jeszcze jeden kieliszek wina?
Louis skinął głową i posyła mu uśmiech, który wprawił  Harrego w zażenowanie. Musi zadać sobie pytanie, dlaczego Louis jest dla niego miły bez powodu, ponieważ ludzie siedzący z nim przy stole raczej nie są mili, chyba że czegoś chcą.
Harry skończył swoje jedzenie i nawet nie miał czasu by poprosić o kolejny kieliszek wina, ponieważ blondynka siedząca obok skarciła go.
-Nie powinieneś pić tak dużo – mówi mu, ale Louis celowo wypełnił kieliszek po brzegi i położył go obok ramienia Harrego.
-Dziękuję – powiedział chłopak, a Louis się uśmiechnął.
-Przestań flirtować z klientami – powiedział Zayn, gdy wrócili do kuchni.   

-Z nikim nie flirtuję.
Zayn spojrzał na niego znacząco, a Louis niewinnie wzrusza ramionami.
-Nie będę cię oszukiwać, bracie.
Na to wyraz twarzy Zayna zmiękczył się, i poklepał on Louisa po ramieniu.
-Nie jestem w nastroju do sprzątania po nich – wyznaje Louis godzinę później, gdy już wszyscy zdjęli, i czekają na deser.

Wlał resztki wina do kieliszków blondynek, które tego zażądały, a następnie zabrał puste talerze do kuchni.
Jest 21:30, gdy restauracji powoli opustoszała, i Louis mógł w końcu zdjąć swój komiczny fartuch. Jest zaskoczony gdy zobaczył, że wszyscy są już w swoich pokojach, ponieważ nie zobaczył prawie nikogo na górnych pokładach w drodze powrotnej, oprócz około dziesięciu ludzi.
Gdy wracali do trzeciej klasy, usłyszeli muzykę pochodzącą  Bóg wie skąd, oraz niezliczone krzyki i śmiechy.
W ich holu właśnie jest impreza, a każdy ma otwarte drzwi. Wszędzie czuć dym (Louis nie jest pewien, czy to trawka czy papierosy – prawdopodobnie oba), a ludzie wypełniający korytarz tańczą pijacko.
-To jest kurwa chore! – Zayn próbował przekrzyczeć muzykę, gdy udało im się dotrzeć do ich pokoju i przebrać się w normalne ciuchy.
Niall pieści jakąś dziewczynę w swoim łóżku, a Liama nigdzie nie widać, więc Louis szybko wciągnął parę wąskich dżinsów, biały podkoszulek i czarna kurtkę. Założył na głową beanie, ponieważ na zewnątrz jest zimno, co jest dość niedorzeczne, ponieważ jest już kwiecień – Louis nienawidzi zimna.
-Dokąd idziesz? – spytał Zayn, gdy zobaczył że Louis bierze paczkę papierosów i zapalniczkę.
-Zapalić na zewnątrz. Chodź ze mną.
-Myślę, że zotanę tu i będę skręcał jointy.
-Skręć też jednego dla mnie, wrócę za dziesięć minut – poprosił Zayna, który skinął głową.
Gdy wychodzi, gwizda na Nialla, który leży teraz bez koszulki pod dziewczyną. Nie zajęło mu długo znalezienie windy i naciśnięcie górnego przycisku, który doprowadził go bezpośrednio na najwyższy pokład. Wie, że to pierwsza klasa, ale nie przeszkadza mu to, ponieważ o tej porze i tak nikogo tam nie ma.
Gdy winda otwiera się, niespodziewanie widzi Liama, który stoi półnagi z włosami w nieładzie i uśmiechem na ustach przed nim.
-Było dobrze, stary? – pyta Liama, który przełknął ślinę, ale jednak skinął głową. -Chcesz papierosa?
Liam pokręcił głową.
-Nie dzięki, lepiej będzie jak wrócę do naszego pokoju i zamrożę jaja.
-Gdzie byłeś?
Sugestywny ton w głosie Louisa sprawił, że Liam się uśmiechnął.
-Powiem ci kiedy indziej.
Louis patrzył jak Liam udaje się do windy i naciska przycisk ich piętra.
-Do zobaczenia – wymamrotał.
Następnie odwrócił się i ruszył w kierunku tylnej części statku, gdzie znalazł ławkę na której usadowił się wygodnie i zapalił swojego papierosa.

---

Tak więc w końcu skończyłam tłumaczyć pierwszy rozdział! Od razu mówię, że sprawdzałam go, ale poprawki się nie zapisały, więc postaram się to jak najszybciej nadrobić. Przepraszam, że niektóre zdania są trochę bez sensu, ale niektórych rzeczy nie da się przetłumaczyć na polski, a ja po prostu nie wiem jak to napisać, brakuje mi słów.
Następny rozdział postaram się przetłumaczyć jak najszybciej po tym, jak Ronnie go doda. Btw jestem pewna że na tym pokładzie coś się stanie ;). Mam nadzieję, że Harry nie będzie próbował skoczyć, tak jak Rose w Titanicu (jak pewnie zauważyliście, fabuła jest bardzo podobna, przynajmniej na razie). 
Dziękuję każdemu kto przeczytał, i proszę o zostawienie komentarza oraz kliknięcie 'Czytam', jeśli macie zamiar zostać, to bardzo motywuje i wiele znaczy.

Do zobaczenia w kolejnym 
Ola x

niedziela, 4 stycznia 2015

Prolog

Louis nie miał nic zaplanowanego na lato - zrezygnował ze szkoły średniej, ponieważ nie miał nic do stracenia - więc decyzja wykorzystania biletów na dwumiesięczny rejs "Oasis of the Seas", które wygrał nie była trudna do podjęcia. Podczas pierwszej nocy poznaje on pogrążonego w depresji, bogatego chłopaka Harrego Stylesa i uczy się, że przeciwieństwa naprawdę się przyciągają.

Hej!

Mam na imię Ola, i będę teraz tłumaczyć nowe fanfiction Ronnie pt."Our Love Was Made For Movie Screens", opowiada ono o miłości Harrego Stylesa i Louisa Tomlinsona z One Direction. Mam nadzieję, że podołam temu zadaniu oraz że będzie Was tutaj duuużo. Narazie szukam kogoś do wyglądu bloga, więc jeśli ktoś będzie zainteresowany, napiszcie proszę do mnie olciakk13@gmail.com, lub na twitterze @nandosnialla. Napiszcie proszę na twitterze i wszędzie gdzie się da, chciałabym aby czytało to jak najwięcej osób. Do zobaczenia w prologu już za chwilę!
Ola